Nowa, czy już nam znana polityka fiskalna?

Poniżej przedstawiam fragment artykułu z Rzeczpospolitej omawiającego oficjalne deklaracje przedstawicieli Ministerstwa Finansów RP  oraz to co działo się, w części nieoficjalnej na zamkniętym spotkaniu z dyrektorami izb skarbowych.

 

„Ale wróćmy do twardej rzeczywistości i tego, co dzieje się naprawdę. Przenieśmy się do Krakowa, gdzie między tymi dwiema deklaracjami, dokładnie 27–28 października, odbyła się narada dyrektorów izb skarbowych z całej Polski. Obecny był na niej wiceminister finansów Jacek Kapica odpowiedzialny za kontrolę skarbową. Przebieg krakowskiego spotkania relacjonuje później, 4 listopada, dyrektorom urzędów skarbowych z Opolszczyzny szefowa tamtejszej Izby Skarbowej Barbara Bętkowska-Cela. Mimo że w korespondencji do „Rzeczpospolitej” nie potwierdza ona swoich słów z notatki, jaka powstała po tym spotkaniu, a do której udało nam się dotrzeć, z dokumentu tego wyłania się wstrząsający obraz faktycznego podejścia do kontrolowanych. Jak czytamy w notatce, Bętkowska-Cela mówi m.in. o tym, że Kapica zrugał dyrektorów skarbówek za zbyt małą liczbę udowodnionych przedsiębiorcom win. Relacjonuje, że urzędy skarbowe, które w 2015 r. będą miały najwyższy odsetek kontroli negatywnych (czyli bez nałożenia kary), zostaną pozbawione pracowników kontroli („pozostanie tam jedynie dwóch kontrolujących”). Celem na 2015 r. jest wzrost dochodów budżetowych i kontroli pozytywnych (tj. z karą). „Trzeba w 2015 r. zmienić tok myślenia w sprawie kontroli podatkowych w ten sposób, że nie ma kontroli prewencyjnych, kontrola ma  przynosić wpływy budżetowe” – dowiadujemy się z notatki.

 

Rząd mówi podległym sobie urzędnikom: prawie wszystkie wasze kontrole mają się kończyć nałożeniem na podatnika kary.

I creme de la creme: docelowo liczba pozytywnych kontroli ma wynosić dla poszczególnych izb skarbowych 80 proc.! Innymi słowy, rząd mówi podległym sobie urzędnikom: macie tak szukać, tropić, łowić, by prawie wszystkie wasze kontrole kończyły się nałożeniem na podatnika kary. Jak tego nie zrobicie – zwolnimy wam pracowników, sami też możecie stracić posady. Retoryka rodem z poprzedniej epoki, najpełniej wyrażona przez stalinowskiego prokuratora Andrieja Wyszyńskiego, który zasłynął powiedzeniem: „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.

 

W podobnym zresztą duchu toczą się konsultacje przygotowanej przez Ministerstwo Gospodarki dużej nowelizacji ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Jak pisał na łamach „Rzeczpospolitej” w poniedziałek Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP: „Ustawa kończy, przynajmniej formalnie, z urzędniczym widzimisię podczas kontroli firm. (…) Zapewnia jedno z podstawowych praw: domniemanie niewinności. To, że w przypadku niejasnych przepisów będą one interpretowane na korzyść przedsiębiorcy. Na razie interpretacja jest dowolna, czyli w praktyce zawsze jest niekorzystna dla kontrolowanego. Tym samym planowana zmiana kieruje nas na powrót w stronę cywilizacji łacińskiej, a w kierunku przeciwnym niż azjatyckie stepy. I to się urzędnikom nie podoba. Zasada rozstrzygania wątpliwości na korzyść przedsiębiorców? Do tego dopuścić nie można!”.

 

Nic dodać się chyba już nie da … Jakże aktualne jest powiedzenie o tym, że “Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy” powiedział dawno temu Alexis de Tocqueville.

 

 

Mariusz W. Gotowicz

Doradca Podatkowy

Newsletter


Bądź na bieżąco